Wziąłem dziś udział w niezwykle ciekawej obserwacji uczestniczącej – jechałem kilkadziesiąt kilometrów za Holendrem kierującym autokarem turystycznym po polskich drogach. Zachowywał się tak, jakby przepisy naprawdę w Polsce obowiązywały a kierowcy byli życzliwi – zaskoczył tym chyba wszystkich polskich kierowców, którzy znaleźli się w pobliżu.
Zaczęło się niewinnie. Gdy dojeżdżałem samochodem do skrzyżowania będąc na drodze podporządkowanej, główną przejechał właśnie nowoczesny autokar. Wjechałem na drogę tuż za nim i jak się miało później okazać, jechałem za nim kilkadziesiąt kilometrów. Był to najprawdopodobniej autokar z wycieczką Holendrów jadącą z Krakowa do Auschwitz. Spotkałem go w okolicach Skawiny na DK 44. Kto zna te okolice, to wie doskonale, że jest to jedna z tych dróg krajowych, gdzie wzdłuż wielu wsi przez ostatnie 27 lat kapitalizmu nie starczyło jeszcze na chodniki. Wiadomo – Polska w ruinie. Ta sytuacja sprawia, że dość często pojawia się znak „teren zabudowany” a jednocześnie ruch pieszy i rowerowy odbywa się po jezdni – czyli czasami nawet 50 km/h to za dużo. Ta sytuacja nie sprawia jednak, że polscy kierowcy jadą tam wolniej niż zwykle. Inaczej postąpił kierowca holenderskiego autokaru.
Pierwsze kilometry naszej „wspólnej jazdy” – ciągły „teren zabudowany” i spory ruch z przeciwnego kierunku – nie wyprzedzam, bo nie ma jak. Ale zwracam uwagę, że kierowca autokaru jadącego przede mną wyraźnie nawiązuje do znaków na drodze – jak 50 km/h, to 50 km/h. Jest 70 km/h – natychmiast przyspiesza do 70 km/h. Znów pojawia się pięćdziesiątka i autokar zwalnia. Za nami robi się, póki co, mała kolumna innych aut.
Wreszcie pojawia się koniec terenu zabudowanego i brak 70-tki. Co robi kierowca przede mną? Przyspiesza do prawie 90 km/h. Oczywiście znak terenu zabudowanego natychmiast powoduje, że wielki pojazd rozpala się z tyłu na czerwono od „stopów”, po czym zwalnia do przepisowej prędkości. Tymczasem za nami kolumna się wydłuża.
W pewnym momencie z posesji przy drodze wyjeżdża TIR z naczepą. Widać go z daleka, ale kierowca autokaru zwalniając natychmiast włącza światła awaryjne – by poinformować o zatorze. Ciężarówka wreszcie znika. Przed nami pojawia się tymczasem traktor z przyczepą. Zerkam w lusterko myśląc, że teraz ktoś z kolumny za mną musi dać się sprowokować z zacząć wyprzedzanie na zakrętach (a droga ma ich sporo) lub na trzeciego (bo ruch duży). Ale nie. To nie ten moment. Traktor szybko zjeżdża w boczną uliczkę. Wracamy więc do prędkości ze znaków.
Myślę jednak, że duży ruch, teren zabudowany i zakręty to za mało, by powstrzymać polskich kierowców – przecież któryś musi być wreszcie sobą i wyprzedzić autobus?! Po kilku kilometrach objawia się! Wyprzedza po dwóch, trzech. Mnie wyprzedza tuż za stopem na przejeździe kolejowym. Prowadzi pięknego, grafitowego passata kombi. Ten model, który w plebiscycie na Europejski Samochód Roku 1989 zajął 3. pozycję tuż za Fiatem Tipo i Oplem Vectrą. Zaraz po mnie bierze się wyprzedzanie autokaru. Do zakrętu wprawdzie blisko, ale on ma moc! Zacisnął mocno zęby, gdy okazało się, że w tym samym czasie, gdy on wpadł na ten pomysł, autokar zasygnalizował wyprzedzanie starszej pani na rowerze. Passaty tej generacji są na szczęście wąskie – zmieścił się idealnie. Nie wiem na ile są one wyciszone w środku, ale ja w moim aucie klakson autokaru słyszałem dość długo i wyraźnie.
W ten sposób holenderski kierowca poznał ułańską fantazję, odwagę, możliwości techniczne i sprzęt polskiego kierowcy. Jak wróci do domu, to opowie kolegom, ale pewnie nikt mu nie uwierzy. Bo na drodze krajowej bez chodnika i pobocza nie spotyka się starszych pań na rowerze! O wyprzedzaniu ich passatem w momencie, gdy robi to już całkiem spory autokar, Holendrom się raczej nigdy nie śniło.
Znam tą drogę doskonale, na tych zakrętach trzeba naprawdę uważać. Dodam, że od kilku dobrych lat mieszkańcy miejscowości leżących na drodze k44 walczą o wybudowanie chodników, niestety bez wymiernych rezultatów.
duża jak na http://www.almoc.pl
podoba mi się