Moja ostatnia wizyta w Paryżu obfitowała w atrakcje dla dzieci. Odwiedziliśmy przeróżne wystawy, parki, ogrody i place zabaw – mimo zimowej pogody. I właśnie wizytę w jednym ze słynnych paryskich parków chciałbym opisać. A było niezbyt przyjemnie…
Paryż od zawsze kojarzy mi się z perfekcyjną komunikacją miejsca, z przemyślanymi rozwiązaniami komunikacyjnymi (o tym będzie w jednym z kolejnych wpisów), z dobrze zaprojektowaną przestrzenią miejską, z ogrodami, z piękną i odważną architekturą. A także z bezpiecznymi drogami, szczególnie dla pieszych, którzy w Paryżu mają status prawie że nietykalnych. Nawet gdy wchodzą na przejście na czerwonym świetle. A więc spacerując po Paryżu natykamy się wciąż na różnego rodzaju udogodnienia zwiększające bezpieczeństwo. Czy aby w kwestii bezpieczeństwa Francuzi nie poszli jednak w pewnych kwestiach za daleko?
Teren Zabudowany – polub nas na Facebooku!
Podczas wizyty w Paryżu nie mogłem nie odwiedzić Ogrodu Luksemburskiego – mojego ulubionego miejsca w stolicy Francji. I zanim przejdę do pewnych dziwnych zjawisk związanych z placami zabaw w tychże ogrodach, chciałem pokazać piękną, tradycyjną zabawę, która przetrwała całe wieki w niezmienionej formie. Chodzi mianowicie o drewniane żaglówki puszczane przez dzieci w sadzawce przy Pałacu Luksemburskim. I nie są to szybkie kompozytowe zdalnie sterowane motorówki, a zwykłe drewniane stateczki z pięknymi żaglami – takie jak sto lat temu.
W tym roku pierwszy raz byłem w Paryżu z dziećmi. Mogłem więc z czystym sumieniem i nie budząc zbytecznego zainteresowania paryżan zrealizować swoje marzenie i wypożyczyć żaglówkę. Takiej z flagą Polski nie było – stanęło więc na Japonii. W końcu obie flagi są biało-czerwone, więc jest w porządku, tak na szczęście stwierdził mój syn… Zabawa była przednia. Stateczki dziarsko przemierzały sporą sadzawkę, bo w lutym w Paryżu zawsze mocno wieje. W pewnym jednak momencie jedna z żaglówek zablokowała się w okolicach fontanny, na samym środku jeziorka. Jakieś dziecko było zrozpaczone, bo czas mu biegnie, a jego statek przytopiony zaklinował się w niedostępnym miejscu. Wielkie było moje zdziwienie, gdy pani obsługująca wypożyczalnie stateczków ze stoickim spokojem ubrała najprawdziwsze wodery, weszła do wody, która sięgała jej po pachy i po kilku chwilach uwolniła stateczek z opresji.
Gdy byliśmy już wystarczająco mokrzy, postanowiliśmy przenieść się w nieco dalszą część Ogrodu, na place zabaw. Już z daleka zaskoczyła nas panująca tam absolutna cisza. Z bliska wszystko stało się jasne – na placu zabaw nie było ani jednego dziecka. Dziwne. Przecież była dopiero 17.00, dla paryżan akurat czas ferii zimowych, a pogoda jakoś bardzo nie odstraszała. Plac zabaw jest ogrodzony wysokim płotem. Obeszliśmy go dookoła – wszystkie wejścia zamknięte. Przy jednym z nich kręcili się jacyś ludzie, podeszliśmy i mina nam zrzedła. Nie dość, że na płocie wisiał cennik (2,5 Euro za dziecko, 1,2 Euro za dorosłego), to jeszcze okazało się, że plac zabaw jest czynny do 17.00. Była 17.07… Wiecie jak się czuliśmy? Proszę wyobraźcie sobie rozczarowanie dwulatka, któremu obiecuje się plac zabaw, a potem z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie da się na niego wejść. O, tak właśnie się czuliśmy…
Że niby po 17.00 zaczyna robić się ciemno? Że późnym popołudniem na placu zabaw jest niebezpiecznie? Że jest za zimno? Że bez nadzoru licznej obsługi dzieci nie potrafią się bawić? A może zrobią sobie krzywdę? Że nie da się za darmo, bo koszty utrzymania są wysokie?
A gdzie te czasy, gdy bawiliśmy się sami, za darmo i bez nadzoru rodziców na podwórkach do późnego wieczora? Było, minęło. Plac zabaw w Ogrodzie Luksemburskim oferuje za to kompleksową usługę. Od 10.00 do 17.00, obowiązkowo z rodzicem, obowiązkowo z nadzorem obsługi. Za pieniądze. Jest bezpiecznie; i tylko to się liczy. Ciekawi mnie, czy gdy plac zabaw jest otwarty, to dzieciom w ogóle wolno po nim biegać? Przecież to niebezpieczne…
Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się inna wyspa rozrywki, także ogrodzona płotem: huśtawki. Wejście również kosztuje: 1,5 Euro za dziecko za 5 minut. Na szczęście czynne do 17.30 – płacimy więc i zaproszeni wchodzimy do środka, za pierwsze ogrodzenie. Bez sygnału obsługi wchodzić się nie powinno – to oczywiste i każdy o tym wie. Potem pokonujemy drugi płot, który otacza każdą huśtawkę z osobna. Obsługa pomaga dzieciom zająć miejsca i przywiązuje je do huśtawki za pomocą linki wspinaczkowej specjalnie przyciętej i przygotowanej na tę okazję. Dorosły musi stanąć za zamkniętą bramką i stamtąd może huśtać dziecko – przecież musi być bezpiecznie, także dla dorosłego. Co to by była za tragedia, gdyby huśtawka uderzyła nieodpowiedzialnego rodzica? Za odstępstwo od tej reguły grozi reprymenda, ale reguł nikt tu nie łamie, bo każdy paryżanin zna swoje miejsce i dobrze wie, że zasady wprowadzono dla jego dobra. I dla dobra jego dzieci. Minutnik pika, mija 5 minut, dzieci wysiadają albo rodzice sięgają do kieszeni po kolejne 1,5 Euro…
I plac zabaw, i huśtawki pozostawiają jakiś dziwny niesmak. Płatne place zabaw czynne tylko do 17.00, huśtawki ogrodzone podwójnym płotem i czynne do 17.30. Wszędzie zasieki i pełno obsługi pilnującej porządku. Mam wrażenie, że Francuzi w kwestii przekształcania przestrzeni poszli o jeden krok za daleko. Bezpiecznie, bezpiecznie i bezpiecznie. Owszem, place zabaw są bezpieczne, ale gdzieś po drodze zatracono główny sens ich istnienia. Dzieci uzależnione są od dorosłych, same nie wejdą, same nie wyjdą. Do wszystkiego potrzebny jest dorosły i jego pieniądze.
Na szczęście na terenie stolicy Francji znajdują się setki placów zabaw i nie wszystkie wyglądają tak jak ten przeze mnie opisany. Są darmowe place zabaw, są place zabaw bez podwójnych zasieków, są place zabaw otwarte całą dobę. I właśnie tych normalnych miejsc rozrywki będziemy szukać podczas następnej wizyty w Paryżu.
a więc Jedz zdrową żywność – będziesz jak niedźwiedź http://www.almoc.pl/img.php?id=3366
pal w łóżku, http://www.almoc.pl/img.php?id=3117 nie zostawiaj ich bez pracy…”
Wez spadaj z tymi reklamami. Autor – nie pozwalaj na to, bo opuszcze strone.
Posłuchaj mojej matki, matka wie ! =) http://www.almoc.pl/img.php?id=2723
Wolę w Paryżu, niż w Polsce. Bezpieczeństwa nigdy dość 😉 pozdrawiam
Nie bądź zabawna, proszę… Bezpieczeństwa nigdy za wiele – to daj sie zaczipować jeszcze i prowadzić na smyczy, no i oczywiście mieszkać w więzieniu. Będziesz wówczas bardzo bezpieczna, tylko nie będziesz wolna, a kto stawia bezpieczeństwo nad wolność, nie zasługuje ani na jedno, ani na drugie. Akurat Paryża nie uważam za dość bezpieczne miasto tak ogólnie, ale jeśli wolisz tam, niż w Polsce, to śmigaj, niech ci urwą łeb ekstermistyczni muzulmanie, których tam bez liku. Jak ja czytam „bezpieczenstwa nigdy dość” to normalnie ręce mi opadają nad takimi idiotkami.
Oj, to były piękne czasy kiedy to ze znajomymi z kamienicy bawiliśmy się praktycznie codziennie po wiele godzin na podwórku. Śmiejemy się teraz z kolegami teraz, że w tamtych czasach karą było siedzenie w domu a dzisiaj karą dla dzieci jest wyjście z domu 🙂
Tak to niestety działa. Nieco więcej o tym zjawisku w nowym wpisie, o trzepaku: http://terenzabudowany.blog.pl/2015/03/24/trzepak-facebook-mojego-dziecinstwa/.
ale piłki nie było
Chyba pani ZAŁOŻYŁA wodery a nie ubrała je ??!!!!!!! No, chyba że faktycznie czymś je przystroiła . Dbajmy o nasz piękny język i skoro już udzielamy się publicznie, to zobowiązuje nas to do staranności
założyła mi pasuje. polski język daje dużo możliwości wyrażania się od tych formalnych do tych codziennych.
WYPOCINY IDIOTKI
Jak już coś to idioty 🙂
chce mi sie siku
Toaleta na pewno też jest płatna 🙂
Ogrodzenie placów zabaw to moim zdaniem dobry pomysł – ogranicza możliwość wejścia postronnych ludzi i zwierząt. Ale zasieki i godziny otwarcia to już absurd do kwadratu.
Oby nasi włodarze nie przyjęli takich rozwiązań. Choć w kopiowaniu wszystkiego co najgorsze z Europy to jesteśmy mistrzami ;]
Zainteresowało mnie mocno