Jestem rozdarty, czyli jeździć czy nie jeździć autem?

Jakoś tak mi wychodzi, że kolejny wpis jest związany z motoryzacją. Nie bez przyczyny, bo jestem inżynierem, miłośnikiem zabytkowych samochodów, Mikrusa MR-300… Następny, obiecuję, będzie o czymś innym 🙂

W ramach usprawiedliwienia chciałem zaznaczyć, że nic mi tak w życiu codziennym nie przeszkadza jak właśnie auta i ich kierowcy. Mimo że sam codziennie jeżdżę autem i sam jestem kierowcą… Czym większe auto na drodze, to bardziej mi zawadza. A sam chciałbym mieć większe auto, żeby było bezpieczniejsze, żeby więcej rzeczy się w środku zmieściło. Jestem rozdarty! Tak, zdałem sobie sprawę z wewnętrznego konfliktu który trawi moją duszę…

A teraz już na poważnie. To może zbyt duże uproszczenie, ale walka o więcej przestrzeni dla pieszych, to walka z autami, walka o ścieżki rowerowe, to walka z autami, walka o bezpieczeństwo na drogach, to walka z autami i ich kierowcami. Parki albo auta, trawniki albo auta, kwietniki albo auta. Auta, auta i auta, do tak zwanego wyrzygania.

Teren Zabudowany na Facebooku – polub nasz profil!

Spotykam się na co dzień z różnymi postawami wśród użytkowników tej samej jezdni. Ci, którzy jadą autem często klną na rowerzystów. I odwrotnie. Rowerzyści rzucają mięsem pod adresem kierowców. Zaskakujące jest to, że ta sama osoba przesiadając się z roweru do samochodu potrafi w mgnieniu oka przeobrazić się we wroga dwóch kółek, by później, jadąc na rowerze kląć na pojazdy spalinowe.

Konflikt istnieje nie tylko na linii auto – rower, ale także auto – pieszy, rower – pieszy i coraz częściej pieszy – rolkarz. Ci ostatni mają całkiem przerąbane, bo już zupełnie nie mają gdzie jeździć…

Ale wróćmy do aut, które w tej chwili całkowicie zdominowały przestrzeń publiczną. Nie tak dawno wybrałem się na Plac Nowy. Był to jeden z ostatnich ciepłych dni jesieni. Na Placu Nowym tysiące ludzi… Kto zna to miejsce ten wie, że w takich chwilach tętni ono życiem. Chodniki zastawione są stolikami i krzesłami, a pozostała powierzchnia placu zajęta jest przez handlujących odzieżą. Wśród tego tłumu przeciskają się całe sznury aut, tych dostawczych, a także przyjezdnych, szukających miejsca do zaparkowania. Zresztą chętnych na zaparkowanie nie brakuje w całej okolicy – w niedzielę przecież pozostawienie auta na Kazimierzu nic nie kosztuje.

Aż prosi się usunięcie aut, albo przynajmniej zredukowanie ich ilości w ścisłym centrum Kazimierza. Nie chodzi mi tutaj o utrudnianie życia mieszkańcom, wiadomo, oni muszą gdzieś swoje auta parkować. Mam na myśli wydarcie ciut przestrzeni samochodom, aby móc poświęcić ją na to, co sprawia, że kochamy Kazimierz. Stoliki, stołki, fotele, leżaki, krzesła… i ludzie, wszędzie ludzie, a wśród nich znajomi, znajomi znajomych i nieznajomi, którzy staną się znajomymi…

Komu musimy się przeciwstawić, aby zmniejszyć ilość aut w takim miejscu? W pierwszej kolejności samym sobie. Musimy dojechać na miejsce rowerem, tramwajem, taksówką lub przyjść pieszo, a auto zostawić w domu. Czyli musimy zrezygnować z wygody… Nie przychodzi nam to łatwo.

Musimy przeciwstawić się ogólnie przyjętym standardom. Nie tak dawno, pod moim wpisem dotyczącym drugiego auta w rodzinie ktoś zostawił komentarz treści: „A ja będę sobie po bułki jeździł autem 300 m”. Stać mnie, to będę jeździł autem. Stać mnie, więc pokażę to światu podjeżdżając pod knajpkę, kościół, sklep swoim nowym czterokołowym nabytkiem. A przecież rowerem też można się pochwalić, rolkami, bajerancką hulajnogą…

I musimy przeciwstawić się koncernom paliwowym i motoryzacyjnym, a także producentom aut, w których interesie jest, abyśmy jeździli jak najwięcej i abyśmy kupowali wciąż nowe auta. A także całej ideologii, która towarzyszy sprzedaży nowych pojazdów.

O tej ostatniej chciałbym napisać ciut więcej. Przez ostatni miesięcy przeprowadziłem obserwację reklam samochodów. Radio, telewizja i Internet. Nie szukałem jakoś specjalnie tych reklam, no może z wyjątkiem przeglądnięcia kilku kanałów z reklamami na Youtubie.

I co się okazuje? Pewnie nie odkryję Ameryki pisząc, że producenci aut kreują swoje produkty na coś więcej niż tylko samochody. Pół biedy jak ktoś mi wciska, że auto to dzieło sztuki. Rzeczywiście, niektóre auta tak można nazwać, bo są wyjątkowe. Ale gdy ktoś mi mówi, że tylko właściciel auta „A” może być indywidualistą, tylko właściciel auta „B” może mieć charakter, a tylko jeżdżąc autem „C” zrobisz świetne wrażenie, to jest już lekka przesada. Auto to wyznacznik statusu społecznego, sukcesu, stylu życia i prestiżu. Tak, prestiżu. Ta ostatnia wartość zadziwiającą często powtarza się reklamach samochodów.

Z auta można zrezygnować. Ale jak pogodzić się ze zmianą statusu społecznego, który wyznaczany jest właśnie przez nasz samochód? Przecież przesiadka z auta na rower to degradacja. Tak się przynajmniej wydaje większości. Kto się na to więc dobrowolnie zgodzi?

Przyjrzyjmy się zatem reklamom samochodów. Mitsubishi – bezpieczeństwo, dużo poduszek powietrznych i inne nowoczesne systemy. Audi – „przewaga dzięki technice”. Nissan – kobieta ogląda się za autem (a każdy mężczyzna chciałby żeby kobiety się za nim oglądały). Nissan to także innowacyjność, ekscytacja, emocje. Opel, czyli „Podróżuj długo i szczęśliwie” – przysięga małżeńska w aucie, synonim długowieczności i zaufania. Toyota dumnie oznajmia: „Niezawodnie przez życie” –pojawia się także motyw małżeństwa, dzieci, dziadków, jednym słowem długowieczności. Mazda…

I tu zaczyna się ciekawie. Mazda – „Bo zasady są po to, żeby je łamać”. Szukając w Internecie reklamy Mazdy natrafiłem na ciekawy żart:

– Dlaczego kierowca nowej Mazdy 3 przejechał na czerwonym?

– Bo zasady są po to, żeby je łamać.

To ostatnie zdanie to cytat z reklamy. Według producenta, to ma być reklama hatchbacka, „który przełamuje konwencje”, ale skojarzenie z łamaniem przepisów jest nieuniknione. Kierowca Mazdy może więcej, może, a nawet powinien, łamać zasady. Bo po to one są! Gdyby reklamę brać dosłownie, to kierowca Mazdy parkować może gdzie chce, jeździć może nawet po chodniku i trawniku, a czerwone światła go nie dotyczą, „bo zasady są po to, żeby je łamać”.

I dalej. Peugeot 508 – „Droga to jego terytorium”. Terytorium, w tym kontekście to przecież nie terytorium państwowe, nie chodzi też o żaden podział administracyjny. Samo nasuwa się inne znaczenie tego słowa. Terytorium jako obszar (u zwierząt…), którego broni się przed innymi osobnikami gatunku. Czyli, że jak? Peugeot broni drogę, JEGO drogę, przed innymi autami? A może ma bronić drogi także przed inwazją rowerzystów i pieszych? Wszyscy na boki, uciekać do rowów, bo jedzie Peugeot 508, a droga to JEGO terytorium.

Mercedes – no właśnie, oglądnąłem kilka reklam i nie zapamiętałem żadnego hasła, nawet ta słynna niemiecka jakość się nie pojawiła…

Inny model Opla – „Aby zrobić świetne wrażenie potrzebne są trzy rzeczy, to jedna, to druga [kamera pokazuje nogi i uda Claudii Schiffer… – przyp. aut.], a trzecia to samochód, który wzbudzi zachwyt”. Czyli tylko Opel pozwoli zrobić świetne wrażenie. Jak przyjedziemy na rowerze, to nie ma szans, żeby ktoś na nas zwrócił uwagę. To musi być TO auto, tylko jeżdżący TYM autem wzbudzą zachwyt, inni nie…

prestiz

BMW w roli więźnia. Źródło: Reklama nowego mocniejszego BMW M5 2014, https://www.youtube.com/watch?v=9XHiS0pok8E.

I wreszcie BMW. Reklamę obejrzałem na Youtubie, nie była chyba publikowana w Polsce. Model M5 zaprezentowano w roli więźnia. Auto jest wyprowadzane z transportera więziennego do specjalnie przygotowanej klatki. „Więzień” najpierw daje pokaz swoich możliwości szalejąc po ogrodzonym terenie, a później „rozrywa łańcuchy” uciekając na wolność. Ciekawa reklama w kontekście polskiego stereotypowego myślenia o BMW, a także w odniesieniu do wyczynów chyba wszystkim znanego białego BMW należącego do „Froga”… Pokazano łamanie przepisów, ucieczkę służbom, a także przeciwstawienie się ogólnie przyjętym zasadom. Czy to na pewno dobra droga na reklamę auta?

Kolejny wóz to Infiniti Q50. Nie musisz być jak inni („codziennie to samo, garnitur, krawat, schemat”), Ty przecież masz wybór, „postaw na indywidualność” i „wyjdź poza schemat”. Internetowa wersja ten reklamy brzmi tak: „Podążasz za tłumem czy wyjdziesz przed szereg? Udowodnij, że masz charakter, wybierz Infinity”. Nie masz Infinity, to żyjesz jak inni, w domyśle: ci gorsi, no i nie masz charakteru…

Seat natomiast chce fascynować elegancką linią i zachwycać bogatym wyposażeniem. I to jest w porządku. Ale końcowe stwierdzenie „Prestiż w standardzie” brzmi co najmniej dziwnie. Bo przecież prestiż ma nas wyróżniać, to coś, co powoduje, że jesteśmy wyżej niż inny w hierarchii społecznej. A skoro dają go w standardzie, czyli każdemu, to już chyba nie jest prestiż. Ot, taki marketingowy oksymoron.

Mitsubishi Outlander: „Trzy fundamentalne zasady, dla których powstał”, jedną z nich jest prestiż. Prestiż to zasada? Znów mało logiczne użycie słowa, choć każdy wie o co chodzi. Jeździsz Mitsubishi, to jesteś lepszy, bo to prestiżowy samochód. Proste. W wersji radiowej tej samej reklamy dopowiedziano jeszcze: „wyjątkowy samochód dla wyjątkowych ludzi”. Bez Mitsubishi nie jesteś wyjątkowy, jesteś zwykłym, szarym i nic nie znaczącym Kowalskim.

Jak widać, producenci samochodów udowadniają nam, że tylko ich produkty dają nam poczucie wartości, indywidualizmu, wyjątkowości. Rezygnacja z auta, to równocześnie dobrowolne obniżenie statusu społecznego, a także pozbycie się podstawowego wyznacznika prestiżu… Przydałoby się nieco to myślenie zmienić, bo przecież w innych krajach, tych bardziej rozwiniętych, które z taką zaciekłością chcemy gonić, jest dokładnie odwrotnie. Wyznacznikiem siły Państwa nie jest „prestiż” jaki prezentują poszczególne jednostki, a na przykład sprawny transport publiczny. To zabrzmi dziwnie, ale skoro prestiż jest dla nas taki ważny i nie możemy z niego łatwo zrezygnować, to może promujmy tramwaj i rower jako prestiżowe i nowatorskie środki przemieszczania się po mieście?

W tym miejscu pasuje jak ulał zdanie wypowiedziane kiedyś przez burmistrza Bogoty, Enrique Penalosę: „Rozwinięte miasto to nie takie, w którym biedni jeżdżą samochodami. W rozwiniętym mieście bogaci podróżują komunikacją publiczną”.

Bez zmiany sposobu postrzegania samochodu będzie nam ciężko przekształcać otaczającą nas przestrzeń na bardziej przyjazną człowiekowi. Według mnie przyszedł już czas i jesteśmy na taką transformację gotowi… choć może jeszcze nie wszyscy o tym wiemy.

  12 comments for “Jestem rozdarty, czyli jeździć czy nie jeździć autem?

  1. ~Fan
    6 lutego 2015 o 23:15

    „Komu musimy się przeciwstawić, aby zmniejszyć ilość aut w takim miejscu? W pierwszej kolejności samym sobie. Musimy dojechać na miejsce rowerem, tramwajem, taksówką lub przyjść pieszo, a auto zostawić w domu.”

    To typowy dylemat więźnia z teorii gier. Niestety w takiej sytuacji jedynie ustanowienie odpowiedniego prawa, wyszłoby wszystkim na dobre.

    W ogóle moim zdaniem polskie miasta idą w złym kierunku, jeśli chodzi o komunikację. Zamiast budować kolejną przelotówkę w pobliżu centrum, powinno się przeznaczać kolejne pasy na istniejących dwupasmówkach na buspasy. Tak, wywołałoby to zapewne na początku lekki paraliż komunikacyjny wśród kierowców przyzwyczajonych do dojeżdżania do pracy samochodem, ale właśnie o to chodzi. Centrum miasta i tereny przyległe nie powinny być nigdy obszarem dla samochodów – poza komunikacją zbiorową. I mówię to z całym przekonaniem, mimo że mam własny samochód. Samochodem można dojeżdżać do pracy tylko, jeśli siedziba firmy jest umiejscowiona gdzieś na obrzeżach, w pobliżu obwodnicy.

    A jeżeli dla kogoś rezygnacja z auta oznacza podświadomie degradację statusu społecznego, to sądzę że należy dokładnie przyjrzeć się swoim przekonaniom o samym sobie. Zapewne szybko na światło dzienne wyjdą całe pokłady kompleksów. Zakup nowego samochodu i jeżdżenie nim po bułki na pewno ich nie uleczy.

    PS: „Opel Meriva – podziw na drodze i na parkingu” to najbardziej żenujące hasło w reklamie samochodu, jakie ostatnio słyszałem 😀 Ale widocznie trafia w jakąś grupę docelową, skoro tak bez żenady reklama jest nadal emitowana.

    • ~stefan
      12 lutego 2015 o 13:16

      Temu, kto nie potrafi zrezygnować z samochodu ponieważ powoduje to obniżenie statusu społecznego polecam wizytę u psychologa

  2. 24 lutego 2015 o 16:31

    Człowieku… Piękny artykuł!
    Też jestem fanem, na razie niestety – ze względu na kosztowność takiego hobby – głównie teoretycznie, starych samochodów (ale też motocykli i rowerów), kierowcą, posiadaczem zwykłego samochodu i paru zabytkowych rowerów. Uwielbiam prowadzić samochód, uwielbiam nim podróżować… Ale na co dzień jeżdżę rowerem bo tak mi właśnie wygodniej. I zgadzam się z Twoim zdaniem w 100% Auta są fajne, są fantastycznym wynalazkiem ułatwiającym życie i są też fascynującymi „zabawkami” dla dużych dzieci. Ale są też uzależnieniem i to poważnym; po przedawkowaniu, poważnie szkodzącym miastom i ludziom… Co tu się rozpisywać? Jestem już w tym wieku, że całkiem dobrze pamiętam szalone lata 90., kiedy to dokładnie ta sama retoryka reklam samochodowych, o których wspomniałeś towarzyszyła reklamom papierosów czy wódki.

    Niestety, nasze społeczeństwo, a szczególnie jego zmotoryzowana część, nazbyt często jest ofiarą lobby samochodowego i paliwowego. I to ofiarą, ze względu na charakter naszego społeczeństwa „na dorobku”, bardzo podatną na sugestie związane ze swoim statusem.

    Nie wiem czy byś się ze mną zgodził, ale moim marzeniem jest maksymalne (ale w ramach zdrowego rozsądku!) ograniczenie ruchu samochodowego w miastach, wraz z poprawą komunikacji miejskiej i infrastruktury rowerowej do poziomu umożliwiającego życie bez samochodu. Ale jednocześnie, z moich marzeń wcale nie znika garaż z Triumphem TR6 na spokojne letnie wypady turystyczne, lśniącym Fiatem 125p Akropolis jako okazjonalnym autem „rodzinnym” i Pannonią T1 dla zabawy. Stara motoryzacja jest piękna, taka nie-plastikowa…

  3. ~Michał
    24 lutego 2015 o 17:26

    Piękny artykuł , też kocham samochody, takie właśnie nie plastikowe ( z duszą ) , ale jeszcze bardziej kocham rower, a dokładniej jazdę nim 😉 JESTEM ZA OGRANICZENIEM RUCHU KOŁOWEGO W MIASTACH , a przynajmniej w ścisłym centrum , warunek jest tylko jeden MIASTO MUSI BYĆ PRZYGOTOWANE , czyli tyle komunikacji i innych możliwości żeby można było szybko i wygodnie dotrzeć do celu.

  4. 9 listopada 2016 o 14:08

    nierolkujący

  5. 28 listopada 2016 o 22:12

    nieprzeszklony

  6. 24 stycznia 2017 o 11:37

    Za jakiś czas – chcemy czy nie – zostaniemy zmuszeni do tego, aby przesiąść się z aut na komunikację miejską bądź rowery.. Wszystko na to wskazuje.

  7. 24 stycznia 2017 o 11:38

    Ciekawy artykuł, uświadomił mi pewne rzeczy.. Pisz dalej! Pozdrawiam :))

  8. 20 lutego 2017 o 20:53

    świetny wpisik

  9. 24 lutego 2017 o 00:45

    Nietuzinkowy portal jak i artykuł

  10. 15 września 2017 o 12:41

    fajowy wpisik

  11. 16 września 2017 o 00:03

    Zainteresowało mnie mocno

Skomentuj ~Fan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *