„Zarządzanie miastem przez festiwalizację się skończyło”

Rozmowę z Joanną Kusiak, rzeczniczką Porozumienia Ruchów Miejskich przeprowadziłem na potrzeby dużego tesktu, który piszę dla Onetu o zbliżających się wyborach samorządowych. Opowiedziała mi, jakie są główne idee PRM, jacy ludzie tworzą ten ruch i na czym polega zasadnicza zmiana w podejściu do rozwoju miast, jaką chcieliby w Polsce wprowadzić.

Piotr Kozanecki: Jaka jest najważniejsza idea, która łączy Porozumienie Ruchów Miejskich?

Joanna Kusiak, rzeczniczka Porozumienia Ruchów Miejskich: Mamy trzy takie idee, które tworzą filary PRM. Pierwsza, to współtworzenie miasta, które będzie przyjazne dla mieszkańców. Chcemy prowadzić politykę zorientowaną głównie na ich potrzeby, i balansować potrzeby innych grup (inwestorów, turystów) tak, by jakość życia mieszkańców pozostawała najważniejszym miernikiem sukcesu. Najważniejszymi podmiotami są dla nas mieszkańcy, którzy żyją w mieście na co dzień. Miasta mają nam tworzyć lepsze życie, a nie gonić za podnoszeniem jakichś abstrakcyjnych wskaźników.

To pierwszy punkt. A drugi?

Odrodzenie prawdziwej samorządności, zapisanej przecież w konstytucji, a zapomnianej. Chcemy, żeby mieszkańcy współdecydowali o swoim mieście. Nie można oczywiście przerzucać na nich odpowiedzialności za niewygodne decyzje albo rozstrzygać każdej drobnej kwestii za pomocą skomplikowanych procesów partycypacyjnych – trzeba szanować czas mieszkańców. Ale chodzi o pytanie ich o zdanie w kluczowych momentach i włączanie w procesy związane z zarządzaniem miastem. Przyda się też rozsadzenie zabetonowanych układów partyjnych w polityce lokalnej.

I punkt trzeci?

Solidarność miast, nie konkurencja i antagonizmy. Pewne problemy miejskie można rozwiązać tylko na poziomie ogólnokrajowym. W porozumieniu miasta ugrają więcej.

W ostatnim 15-leciu model rozwoju wszystkich polskich miast był bardzo podobny. Dużo dróg, obiekty sportowo-widowiskowe, kulturalne festiwale. W miastach Zachodu ten model się wyczerpał, a jak jest u nas?

Też się wyczerpał, pod tym względem przechodzimy podobne rozczarowanie, co Zachód. Koronnym dowodem jest odrzucenie przez krakowian pomysłu zorganizowania igrzysk olimpijskich. Przecież to nie był wyjątek, w końcu igrzysk nie chcieli u siebie także mieszkańcy Sztokholmu, Davos czy Monachium. Zarządzanie miastem przez „festiwalizację“ miejskiej polityki się skończyło.

To co teraz nastąpi? Jaki model przyjdzie w zamian?

Model mniejszych, ale bardziej systematycznych interwencji w przestrzenie, w których żyjemy na co dzień. Na stadion sportowy niektórzy mieszkańcy nigdy nie pójdą, niektórzy pójdą raz w roku, tylko garstka będzie chodzić w miarę regularnie. A są miejsca, w których jesteśmy codziennie. Zaprowadzamy dzieci do przedszkola albo do szkoły, pokonujemy jakąś drogę do pracy, wychodzimy na spacer albo na zakupy, chcemy dostępu do zieleni, kultury albo niedrogiego posiłku. I wszystkie te elementy można poprawić dzięki drobnym, punktowym interwencjom miasta. Jeśli są one przemyślane, mogą bardzo podnieść jakość codziennego życia mieszkańców.

A jak członkowie Porozumienia Ruchów Miejskich definiują jakość życia w mieście?

Przede wszystkim, o jakości życia i jej możliwej poprawie musimy mówić rozumiejąc lokalny kontekst. W Polsce głównym problemem mieszczan jest brak czasu i ograniczone finanse. Według statystyk jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy, otrzymując jednocześnie za pracę jedne z najniższych wynagrodzeń. Nasza klasa średnia musi się bardzo liczyć z wydatkami, a jednocześnie ma mało wolnego czasu. To widać w polskich miastach – mamy dużo zapracowanych, oszczędnych mieszkańców. Jak poprawić ich życie? Na przykład pomóc im zaoszczędzić czas. Stoją w korkach po godzinę, półtorej w jedną stronę, to są nawet trzy „puste“ godziny w ciągu dnia. Więc trzeba zapewnić czysty, sprawny i umiarkowany cenowo transport publiczny. Metro, tramwaje czy nawet czyste autobusy jeżdżące po buspasach, to wszystko z częstymi kursami i gęsto rozstawionymi przystankami – to jest pierwszy krok, dający ogromną oszczędność czasu i pieniędzy.

A oprócz transportu publicznego? Co może jeszcze poprawić nasze codzienne, miejskie życie?

Miasto powinno tworzyć, albo przynajmniej pomagać w tworzeniu niedrogich możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb: żeby było gdzie mieszkać i gdzie pracować, żeby można było niedrogo zjeść, posłać dziecko do placówki edukacyjnej, kupić blisko warzywa i owoce – ich brak, to coraz częstszy problem w sytuacji, gdy sklepy są zastępowane przez gotowe zapłacić wyższy czynsz banki. Słowem, najważniejsze potrzeby mają być w miarę blisko miejsca zamieszkania. Potrzebujemy mikrosąsiedztwa.

Będziecie poruszać kwestie mieszkaniowe? Rynek nieruchomości zostawiliśmy sam sobie, miasta nie podejmowały się prowadzenia żadnej regulującej ceny polityki lokalowej.

Tak, na tle Europy wydajemy na mieszkania mnóstwo, a ryzykowny kredyt stał się praktycznie jedynym sposobem na zdobycie mieszkania, jednocześnie wiążąc nas z danym miastem, co może być problemem, gdy chcemy się przeprowadzić czy zmienić pracę. Tak czy inaczej jednak nawet na ten kredyt ok. 40 procent mieszkańców nie będzie nigdy stać. Zdecydowana większość nie kwalifikuje się jednocześnie do mieszkań socjalnych, których jest mało i do których są długie kolejki oczekujących. Dlatego miasta będące w PRM mocno pracują nad propozycjami dywersyfikacji lokalnych rynków mieszkaniowych poprzez np. wspieranie spółdzielczości.

Jacy ludzie tworzą ruchy skupione w PRM?

Porozumienie Ruchów Miejskich to kilkanaście organizacji z kilkunastu miast, wciąż zgłaszają się kolejne. Za każdą taką organizacją stoi kilkadziesiąt bardzo różnorodnych działaczy i działaczek. Wiekowo rozciągniętych od liceum nawet po 85 lat. Studenci, młodzi mieszczanie, działacze osiedlowi, matki rodzin, sporo młodych naukowców, nauczyciele, graficy komputerowi, architekci, planiści, socjologowie. Naprawdę duży przekrój, nie ma jednego typu aktywisty miejskiego – wspólnym mianownikiem są tylko aktywność i entuzjazm.

No właśnie, oponenci będą Wam zarzucać brak jednolitego programu, zbyt duże rozproszenie.

Na pewno sprawiamy mediom, które lubią etykietki, pewien problem. Patrząc na biografie niektórych członków naszego ruchu rzeczywiście można by powiedzieć, że na obecnej scenie politycznej staliby raczej naprzeciw siebie, niż w jednym szeregu. Polska kultura polityczna jest kulturą plemiennych podziałów, a nie dialogu. Ale nasi członkowie zgadzają się na poziomie idei, wizji miasta, nastawionej na potrzeby żyjących w nim mieszkańców. Idee łączą nas bardziej, niż ideologie dzielą.

Jakie macie narzędzia, żeby w sytuacji, gdy ktoś z PRM okaże się nieuczciwy, usunąć go ze swoich szeregów?

Większość ruchów to stowarzyszenia, w których można formalnie usunąć członka. Można też, a nawet trzeba, medialnie się odciąć od działań takiej osoby. Natomiast różnica pomiędzy nami, a partiami jest taka, że do partii się idzie po władzę, a do ruchu miejskiego po to, żeby coś poprawić, zmienić. W partii liczy się na profity, w ruchu miejskim liczą się wprowadzane zmiany – nie mamy ukrytego finansowania ani profitów do podziału.

Kto podejmuje decyzję o przyłączaniu kolejnych ruchów?

Ostrożnie poszerzamy PRM o kolejne ruchy, chcemy żeby to były sprawdzone podmioty, bo kiedy już wejdą do porozumienia, to mają bardzo dużą autonomię działania, nie narzucamy niczego odgórnie. Decyzję podejmują dotychczasowi członkowie, wszyscy razem, a dyskusja toczy się na naszym forum dyskusyjnym 24 godziny na dobę. To takie wirtualne, całodobowe zgromadzenie ludowe.

  10 comments for “„Zarządzanie miastem przez festiwalizację się skończyło”

  1. ~Marcin
    16 września 2014 o 19:46

    Uwielbiam słuchać tego zakompleksionego „na Zachodzie już się wyczerpało”. J

    ednym z najbardziej takich wyczerpanych miast jest niewątpliwie Londyn. Miasto, które prawie nie ma dróg (w tej dekadzie na samo poszerzanie autostrady dookoła Londynu wydano 7 mld funtów, czyli jakieś 35 mld złotych), zero stadionów: (w ostatniej dekadzie wybudowano jeden z największych stadionów na świecie Wembley, wielki stadion Chelsea F.C, olbrzymi stadion Arsenalu, w tym roku zapadła decyzja o budowie nowego stadionu Tottenham na 60 tys. miejsc, dwa lata temu oddano nowiutki stadion olimpijski, a także poważnie rozbudowano olbrzymi stadion do krykieta Oval), oczywiście już dawno sobie dało spokój z festiwalami (no może poza drugim największym na świecie Notting Hill Carnival z 1 mln. uczestników oraz 40 innymi karnawałami miejskimi oraz co najmniej setką słynnych festiwali muzycznych, filmowych, sztuk plastycznych, tatuażu, statków itp. itd.) Z metrem się trochę wyczerpało, bo od 1863 roku do 1999 wybudowano 400 kilometrów, ale w budowie jest zupełnie nowa linia Crosslane z planowanym otwarciem w 2018 i planowane Crosslane 2 z otwarciem w 2033, do tego przedłuża się trzy linie istniejącego metra.

    Ja nie chcę tutaj się wypowiadać czy to dobrze czy źle, ale proszę nie pieprzcie ludziom głupot, że na jakimś „Zachodzie” coś się wyczerpało. Trudno sobie wyobrazić bardziej ikoniczne miasto Zachodu niż Londyn, więc proszę o intelektualną uczciwość. Tym bardziej, że Pani Kusiak otrzymała od jakiejś uczelni tytuł doktora. Miejmy nadzieję, że to nie Uniwersytet Warszawki, bo jeśli tak, to to miasto skończy na takim samym poziomie jak Pani doktor.

    • ~agerta
      17 września 2014 o 08:42

      Jeśli przyjrzysz się kandydatom olimpijskim, to zobaczysz, że z gospodarnej Europy z okazji na okazję jest ich coraz mniej. Londyn ma ograniczony wjazd do centrum. Londyn jest miastem imigrantów ze słabą lokalną tożsamością, Londyn jest miastem biznesmenów, którzy mimo wszystko wolą naciskać na władze, by ta inwestowała w jezdnie a nie zbiorkom.

      • ~airborell
        17 września 2014 o 09:50

        „Jeśli przyjrzysz się kandydatom olimpijskim, to zobaczysz, że z gospodarnej Europy z okazji na okazję jest ich coraz mniej.”

        Nie wiem, czy Paryż i Madryt łapią się na „gospodarną Europę”, ale Paryż kandydował ostatnio dwukrotnie, a Madryt trzykrotnie.

      • ~Marcin
        17 września 2014 o 11:58

        „Londyn jest miastem imigrantów ze słabą lokalna tożsamością”. Ha, ha, ha! W Warszawie natomiast 90% populacji to warszawiacy w czwartym pokoleniu. Pani Kusiak też?

      • ~Marcin
        17 września 2014 o 14:12

        Jeśli chodzi o biznesmenów, to w sumie nie wiem czemu mieliby cisnąć, żeby inwestować w jezdnie? Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, żeby gospodarka się kręciła. No ale to interes nie tylko biznesmenów, ale też bezrobotnych.

        Ale! Poparcie dla olimpiady było wśród londyńczyków relatywnie wysokie, bo aż 68%. Czyli generalnie raczej wola ludu, a nie elit. Dodać trzeba, że olimpiada odbyła się w trakcie najdłuższej w historii UK recesji. Dwa lata po, wciąż ponad 60% twierdziła, że było warto to zrobić.

        Ja jeszcze raz podkreślę, że nie chcę się tutaj zastanawiać czy to dobrze czy źle dla londyńczyków. Chodzi mi o coś innego.

        A mianowicie o to, że od 30 lat słychać w Polsce argument: a bo tak jest na
        Zachodzie. Przychodzi nowe pokolenie aktywistów i zaczyna tak samo jak ich dziadowie. Czyli imitować, imitować, imitować. W sumie imitacja dobrych praktyk nie jest zła. Pod warunkiem, że ma się dobrą wiedzę co się chce imitować, po co, i jakie będą konsekwencje. Tymczasem z tego wywiadu wynika, że albo Joanna Kusiak tej wiedzy nie posiada, albo posiada, tylko, że używa jej w taki sposób, w jaki używają wszyscy politycy, czyli żeby był zgodny z jej interesem. Niektórzy nazywają to ideologią.

        Jak się mówi a, to trzeba powiedzieć b. PRM powinno przestać więc pitolić, że nie są politykami, tylko zacząć budować ogólnopolski ruch, który przekształci się w jakąś siłę polityczną. Być może chodzi o taktyczną rozgrywkę przed wyborami. Mam nadzieję.

  2. ~airborell
    17 września 2014 o 05:41

    O ile mi wiadomo, to stadiony piłkarskie są w Anglii inwestycjami PRYWATNYMI. Jak Legia czy inna Amica zbudują sobie stadiony za własne pieniądze, to żaden ruch miejski nie będzie mieć nic przeciwko temu.

    • ~Marcin
      17 września 2014 o 11:52

      Wembley i Stadion olimpijski nie są prywatne.

      • ~Marcin
        17 września 2014 o 11:57

        „Londyn jest miastem imigrantów ze słabą lokalna tożsamością”. Ha, ha, ha! W Warszawie natomiast 90% populacji to warszawiacy w czwartym pokoleniu. Pani Kusiak też?

        • ~Marcin
          17 września 2014 o 11:58

          Oval do krykieta też jest publiczny

  3. ~kamil
    18 grudnia 2014 o 22:18

    idzie zima i baranie nigdzie nie jeżdzisz rowerem, a jeżeli taki z ciebie sportowiec to 14 km to pestka zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzżeby dojechac do krakowa. szukasz kwadratowych jaj ! jechałem tym pociągiem jest ok. Banda baranów chce pisząc bzdury wyłudzić przejazdy bez biletu na rower i zniszczyć fajny tabor..

Skomentuj ~Marcin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *