Doniesienie złożono anonimowo. Podobno to stara sprawa. Poszło o to, że ktoś nazwał miasto Wiedniem. Małym Wiedniem.
Ustalenie miejsca nie było trudne – chodzi o Bielsko-Białą. Gdy wejść jednak w szczegóły, okazuje się, że ślady i dowody nie są bynajmniej skupione w jednym miejscu. Dokładne ustalenie czasu zdarzenia też nie ułatwia sprawy – w końcu chodzi o blisko 70 lat, od połowy XIX w. do zakończenia I wojny światowej. To sprawia, że dochodzenie należy do niezwykle skomplikowanych.
Świadkowie
Przesłuchanie świadków naocznych z oczywistych względów nie wchodzi w grę. Jeśli nawet niewielka część z nich może wciąż żyć, to z dużym prawdopodobieństwem nie w miejscu zdarzenia. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Druga wojna światowa i wysiedlenia tuż po niej to tylko jedna z nich. Wyjazdy zaczęły się zresztą znacznie wcześniej. Już po 1918 z miasta wyprowadziło się sporo urzędników i pracowników administracji. O ile sam fakt, że Bielsko znalazło się w Polsce, byłby dla nich do zaakceptowania, o tyle wypełnianie swoich dotychczasowych obowiązków w języku polskim było im sobie trudno wyobrazić.
Trzeba więc sięgnąć po inne metody. Przede wszystkim przeczesać miejsce zdarzenia. Tam wciąż jeszcze mogą znajdować się jakieś ślady.
Ślady w miejscu zdarzenia
Dokładna rekonstrukcja miejsca zdarzenia po tylu latach nie jest już możliwa. Niestety od tamtej pory wiele się zmieniło. Zarys mapy użytej w rekonstrukcji powstał dzięki lokalnym historykom. Jednym z nich jest Piotr Kenig. By ułatwić dochodzenie, zebrał większość śladów w formie trasy złożonej z 29 przystanków o łącznej długości około 9 km. Opracowanie to rzuciło na sprawę sporo światła. Wiele razy przewijają się tam podobne nazwiska. Jak na dłoni widać też powiązania władzy, biznesu i lokalnych elit.
Dokładna lektura opisów miejsc oznaczonych na trasie potwierdza ogólnie przyjęte ramy czasowe. Lokalizację ogranicza w dużej mierze do współczesnego centrum. Jednym z ważnych punktów na mapie jest dworzec. Już przed wejściem do środka widać, że budynek przypomina podobne obiekty powstałe w monarchii austro-węgierskiej. Na elewacji zwraca uwagę napis, po niemiecku – KAIS. FERD. – NORDBAHN – jeden z licznych śladów powiązania polityki i biznesu. Linię budowano, jako przedsięwzięcie prywatne, biznesowe, tymczasem nazwa wprost odwołuje się do cesarza. Co ważne dla sprawy, linia była odnogą głównej trasy z Wiednia do Trzebini i dalej do Krakowa.
Na trasie opracowanej przez historyków, dworzec stanowi punkt najbardziej wysunięty na północ. Pozostałe przystanki koncentrują się z reguły we współczesnym centrum. Dziś dworzec i centrum łączy ruchliwa ulica. Po jej zachodniej stronie widoczny jest ciąg okazałych kamienic. W tym ciągu dwa budynki wyraźnie różnią się od pozostałych. Pierwszy to szara willa, a drugi to budynek znacznie młodszy, zapewne powojenny, zupełnie odcinający się stylem od reszty. Krótka analiza źródeł wykazała, że ten nowszy budynek stoi w miejscu zajętym wcześniej przez synagogę. Zniszczono ją w 1939 r. Tymczasem willa powstała w podobnym czasie co ciąg kamienic. Synagogę i willę łączyło nazwisko projektanta – Karol Korn. Większość budynków przy tej ulicy to projekty właśnie Korna. Podobnie zresztą i po drugiej stronie ulicy, gdzie zaprojektował znaczącą budowlę – wyróżniający się wielkością i stylem Hotel Kaiserhof. Nie tylko nazwa hotelu nawiązywała do cesarza – przed 1918 ulica nazywała się Franz-Josef Straße. Trzeba było się jednak zająć drugim budynkiem – willą.
Jej właściciel nie żył już od lat – zmarł pod koniec XIX w., nie pozostawiając potomków. Nazywał się Theodor Sixt. Nie zachowało się po nim podobno żadne zdjęcie ani portret. Sixt był jednym z bielskich fabrykantów, m.in. właścicielem farbiarni. Majątek po śmierci przekazał na cele charytatywne, a samą willę zapisał miastu. W najbliższej okolicy znaleźć można więcej przykładów miejskich willi z przełomu XIX i XX w. Tworzyły tzw. kwartał willowy. Budynki należały w większości do innych bielskich fabrykantów. Nieopodal swój okazały dom wybudował wspomniany już wcześniej Korn. Jego ślady także docierały do Wiednia – to m.in. tam studiował.
Przemysł
Na uwagę w dochodzeniu zasługiwał wątek przemysłowy. To fabrykanci mieli środki, by w mieście budować własne wille. Ówczesny bielski przemysł liczył się w skali całej monarchii. Gdy w mieście pojawiły się pieniądze, pojawiły się też potrzeby. Bielscy przemysłowcy zlecali projekty i budowę zarówno fabryk, jak i własnych miejskich willi. Budowali także domy letniskowe – na obrzeżach miasta. Budynki projektowali architekci wzorujący się trendach obowiązujących w ówczesnej stolicy. Profesor Ewa Chojecka, specjalistka od architektury Bielska i Białej, pisze o tym tak: Architektura historyzmu Bielska-Białej inspirowana jest w sposób zdecydowany przez wzory wiedeńskie. Zważywszy na ówczesną sytuację polityczną, jest to zjawisko naturalne. Szczęśliwie się złożyło, że architektura Wiednia drugiej połowy XIX w. odgrywała pierwszoplanową rolę w Europie, tworząc dzieła wybitne, inspirujące nie tylko ośrodki w obrębie monarchii austro-węgierskiej, ale i obszary szeroko rozumianej Europy środkowej i Bałkany. Autorka dodaje także, że jeszcze w połowie XIX wieku architekturę miasta nazwać można skromną, by nie powiedzieć prowincjonalną. Stąd też konieczność sięgania po wzory z zewnątrz. Dziś niewiele wiadomo o tym, gdzie mieszkają i kim są współcześni bielscy „fabrykanci”. A przecież przemysł w mieście funkcjonuje całkiem prężnie – bezrobocie we wrześniu 2017 szacowano na 2,7%.
Dawny przemysł pojawia się na mapie zrekonstruowanej przez Piotra Keniga jeszcze w innych miejscach – m.in. przy dzisiejszej ulicy Sixta, gdzie na początku XX w. zbudowano gmach Państwowej Szkoły Przemysłowej. Budynek projektował architekt… wiedeński, Ernest Lindner.
Ale fabrykanci budowali także wille pod miastem. Modną lokalizacją tych obiektów był tzw. Cygański Las u podnóży Beskidów. W ramach dochodzenia warto sięgnąć po dołączoną do akt sprawy publikację innego bielskiego historyka – Jakuba Krajewskiego „Spacerkiem po Cygańskim Lesie”. Lektura nazwisk właścicieli budowanych tam willi zadziwiająco pokrywa się z listą nazwisk bielskich przedsiębiorców: Schneider, Mänhardt, Pollak, Bathelt czy Popper. Również w tym wątku sprawy pojawia się nazwisko Korna, który i tu miał swoją willę. Powyższa lista to lista potencjalnych winnych zamieszania – to przez nich miasto mogło zostać nazwane Małym Wiedniem. Ale Cygański Las otwiera jeszcze kilka innych ciekawych wątków. Po pierwsze, sprawdzenia wymaga podobieństwo do Lasku Wiedeńskiego. Ponoć to właśnie na nim wzorowano pomysł stworzenia bielskiego terenu wypoczynkowego. Za całość odpowiadać miało Towarzystwo Upiększania Miasta (Bielitz-Biala’er Verschönerungsverein). W 1887 z organizacji miały się wyodrębnić dwie sekcje – jedna zajmować się miała Cygańskim Lasem, podczas gdy druga skupiała się na działalności w samym, wówczas uprzemysłowionym i zanieczyszczonym, mieście. Drugi, wymagający sprawdzenia wątek to tramwaj elektryczny. Jeździł z samego dworca aż do Cygańskiego Lasu. Tu sprawa jest bardziej zawiła, gdyż nie można mówić o wzorowaniu się na Wiedniu – Wiedeń swój tramwaj elektryczny wprowadził dwa lata później niż Bielsko.
Tramwaj
Wątek wiedeński w tramwaju się jednak pojawia. Do jego funkcjonowania konieczna była elektrownia. Tę wybudowało w Bielsku IEG (Internationale Elektrizitätsgesellschaft) – towarzystwo z siedzibą w Wiedniu. Gdy pojawił się prąd, budowa tramwaju mogła się rozpocząć. Oficjalne otwarcie przypadło na 11 grudnia 1895. Zimno. Pewnie dlatego goście po 22 minutach jazdy udali się na śniadanie do hotelu… oczywiście Kaiserhof. Trasa przejazdu to niecałe 5 kilometrów. Po drodze mijali m.in. Park Włókniarzy –ówczesną Aleję na Blichu. To tu blichowano, czyli bielono płótno. W samym centrum na trasie tramwaju uwagę zwracają dwa interesujące wątki wiedeńskie, na dodatek leżące tuż obok siebie. Pierwszy to poczta – tuż pod zamkiem. Wybudowana pod koniec XIX w. przez firmę znanego już Korna na podstawie planów C.K. Biura Budownictwa Pocztowego w Wiedniu. Drugim jest teatr – położony tuż obok, zbudowany kilka lat wcześniej wg projektu Emila Rittera von Förstera, architekta wiedeńskiego. Sam projekt podobno także wzorowany był na teatrach z Wiednia i Budapesztu. Mapa Piotra Keniga wskazuje na kolejny ślad, który może mieć znaczenie w dochodzeniu, ale niestety nie zachował się do dnia dzisiejszego – dawny bazar zamkowy, który powstał w podobnym okresie, jak teatr i poczta, ale wyburzono go w latach 70. XX wieku, gdy na poszerzane ulice wjeżdżała nowoczesność. Tej nowoczesności w tym samym czasie ustąpił miejsca także bielski tramwaj. Dziś bielska komunikacja nie należy do liderów. Trudno znaleźć ją na wysokich lokatach rankingów krajowych. Dla porównania współczesny Wiedeń takie rankingi otwiera. Z tym, że na poziomie globalnym.
Motyw
Dochodzenie składa się w pewną całość. Wiadomo już dokładniej, kto, gdzie i kiedy miał przyczynić się do tego, że miasto nazwano Małym Wiedniem, choć trudno mówić tu o konkretnym, pojedynczym sprawcy. Ale niewyjaśniona zostaje jeszcze kluczowa sprawa – motyw. W jego ustaleniu mogą pomóc lokalni historycy.
Jakub Krajewski sugeruje, że oprócz kwestii oczywistych, jak środki finansowe i odniesienia do ówczesnej stolicy, znaczenie miał spokój i stabilność. Mały Wiedeń tworzył się w czasach panowania Franciszka Józefa, a jego istnienie pokrywało się z czasami władzy cesarza. W obu wypadkach całość zakończyła wojna i nowe realia polityczne. Dodaje także, że w okresie międzywojennym miejsce Małego Wiednia coraz wyraźniej zajmował Mały Berlin.
Piotr Kenig wśród motywów wskazuje na etos protestancki. – Do drugiej połowy XIX w. elita miasta to głównie niemieckojęzyczni luteranie. Charakteryzował ich niezwykle silny etos pracy oraz, zazwyczaj, brak ostentacji w okazywaniu zamożności. W tymże stuleciu wzrosła też znacznie liczba Żydów, w zdecydowanej większości tzw. postępowych, dobrze wykształconych, zasymilowanych w kręgu kultury niemieckiej. Chcąc do czegoś dojść, każdy nowy przybysz, niezależnie od wyznania, musiał dostosować się do wyznaczonych przez „tubylców” standardów. Do owych standardów należały m.in. niemieckie zamiłowanie do solidności, porządku i czystości – przynajmniej w reprezentacyjnych punktach miasta.
Piękne miasto to także coś, co robi wrażenie na kontrahentach, to forma reklamy – dodaje Krajewski. A interesów zapewne robiło się w ówczesnym Bielsku sporo. Ale być może głównym motywem dla ludzi zaangażowanych w tworzenie Małego Wiednia było coś znacznie prostszego. – Myślę, że u wielu z nich odpowiedzialność za miasto i przestrzeń wokół wynikała z silnego poczucia zakorzenienia i bardziej górnolotnie: odpowiedzialności za dziedzictwo przodków. Ich przodków. Oni byli po prostu „u siebie” i odczuwali dumę z bycia obywatelem tego miasta – tłumaczy Kenig – Oczywiście, Bielsko-Biała nie jest tu żadnym wyjątkiem!
Tak, bycie u siebie i poczucie odpowiedzialności za swoje miasto, to mógł być wystarczający i przekonujący motyw. W końcu to działo się już przeszło sto lat temu.
Jest jeszcze kilka śladów, którymi historycy się nie zajęli, bo są jak najbardziej współczesne. Warto się zatrzymać przy dwóch z nich. Pierwszym jest bielska Restauracja Mały Wiedeń. Ze względu na ciągnące się prace modernizacyjne, nieczynna do odwołania. Drugi to wywodzący się z Bielska zespół Das Kleine Wien Trio. Powiązania zespołu z Wiedniem, są bardzo wyraźne. Choć poznali się w bielskiej szkole muzycznej, to przez jakiś czas studiowali i mieszkali w Wiedniu. Dziś w Wiedniu mieszka tylko jeden członek zespołu. Dwóch pozostałych założyło rodziny i wróciło do Bielska. W roku 2014 zmienili nazwę na The ThreeX.
PS Do bycia nazywanym Mały Wiedniem aspirują jeszcze co najmniej dwa miasta ukraińskie, dwa czeskie oraz po jednym w Bułgarii, Chorwacji i Rumunii, a także w Polsce – położony niedaleko od Bielska Cieszyn.