– Co do kosztów – oświadczył poważnie deputowany Haffner, który nie zwykł był zabierać głosu w sprawach byle jakich – to pokryją je nasze dzieci, i nic bardziej słusznego! To zdanie z przeczytanego niedawno Zoli przypomniało mi się, gdy oglądałem film The Big Short.
Wspaniałe, przerażające, fascynujące i perwersyjnie dobrze działające jest to, że Amerykanie potrafią z każdej swojej dziejowej porażki nakręcić doskonałe filmy, które od ponad stu lat trzymają świat w kulturowej hegemonii USA i jeszcze zarabiają dla Hollywood miliony dolarów. Z wielkiego kryzysu lat 20. i 30. ukręcili film gangsterski – gatunek, który niedługo będzie obchodził stulecie powstania i wciąż jest żywotny, i do którego wciąż odwołują się twórcy na całym świecie. Koszmar Wietnamu zmienili w pieśni o bohaterskich jednostkach albo pacyfistyczne protest-songi o okrucieństwie wojny. A teraz w „The Big Short” precyzyjnie i brawurowo pokazali kilku gości, którzy przewidzieli ekonomiczny krach na rynku nieruchomości, który odbija nam się czkawką do dziś.
Jak się ma jednak do tego wszystkiego Zola i Teren Zabudowany?
Był to nowy Luwr w pomniejszeniu, jedna z najbardziej charakterystycznych próbek stylu Napoleona III, tego bogatego bastarda wszystkich stylów. W letnie wieczory, kiedy ukośne promienie słońca rozbłyskiwały złotem w balustradach na białej fasadzie, ludzie spacerujący po parku zatrzymywali się i spoglądali na czerwone jedwabne zasłony udrapowane w oknach parteru. Poprzez szyby – tak duże i jasne, iż wydawały się jak szyby wielkich nowoczesnych magazynów, wstawione po to, by ukazywać przepych wnętrza – ci drobnomieszczanie dostrzegali części mebli, skrawki tkanin, wycinki plafonów, olśniewających bogactwem. Na ten widok nieruchomieli z podziwu i zazdrości na środku alei.
Bogaty bastard wszystkich stylów – już za samo to określenie Emila Zolę uwielbiam. Jego „Zdobycz” – powieść, której tłem jest wielka przebudowa Paryża lat 1852-1870 nie straciła przez prawie 150 lat od publikacji nic ze swojej ostrości. Jak bardzo przydałby nam się Zola dziś nad Wisłą, żeby opowiedzieć nam naszą wielką modernizacyjną przebudowę całej Polski.
Wielka przebudowa Paryża to trudny do wyobrażenia w dzisiejszej Europie projekt – przez 20 lat, pod kierownictwem urbanisty barona Georgesa Haussmanna wyburzono ok. 20 tysięcy kamienic, z których niejedna pamiętała wojnę stuletnią (XIV-XV wiek). Zlikwidowano dziesiątki ulic, a na ich miejsce wyznaczono nowe, przerażająco dla ówczesnych szerokie bulwary (nawet 30 m). Paryż woził się z tym pomysłem ponad 50 lat, w ciasnych kamienicach mieszkali biedniejsi mieszkańcy miasta, warunki higieniczne były fatalne, a na dodatek wąskie ulice ułatwiały stawianie barykad, co w gorącym politycznie wieku XIX miało niebagatelne znaczenie. W drugim gigantycznym mieście Europy tego okresu, Londynie, „problem” został częściowo „rozwiązany” przez wielki pożar w 1666 roku.
Karykatura barona Haussmanna, autor nie znany, ze zbiorów Brown University Library/wikimedia
Zola obserwował to przekształcanie miasta w morze ruin i następnie wyłanianie się z nich pełnych przepychu publicznych gmachów i eleganckich nowych kamienic jako naoczny świadek, a „Zdobycz” wydał rok po formalnym zakończeniu procesu przebudowy.
Głównym bohaterem jest Arystydes Saccard, bezwzględny urzędnik a następnie biznesmen, który korzystając z kontaktów w ratuszu dokonuje spekulacji na wielką skalę. Kupuje działki i budynki, o których wie, że będą przeznaczone do rozbiórki, następnie, będąc członkiem miejskiej komisji wyceniającej ich wartość, zawyża ją, po czym dostaje od miasta odszkodowanie większe, niż kwota, którą wcześniej wydał. Od tego zaczyna.
Budowa Avenue de l’Opera, fot. Charles Marville (prawdopodobnie), ze zbiorów State Library of Victoria/wikimedia
Ale to dopiero początek. Najpierw wynalazł nowy proceder: potajemne skupowanie nieruchomości na rachunek miasta. Decyzja Rady Stanu postawiła bowiem miasto w trudnej sytuacji. Nabyło ono w drodze polubownej znaczną liczbę domów zamierzając – po wygaśnięciu terminu najmów – usunąć lokatorów bez odszkodowania. Tymczasem jednak zostało to uznane za ekspropriację, i miasto musiało płacić. I wtedy to Saccard zaoferował swoje nazwisko jako rzekomy nabywca: kupował, odczekiwał, aż wygasną terminy najmu i – zagarnąwszy całą łapówkę – oddawał nieruchomość miastu we właściwym terminie. (…) Saccarda za jego usługi wynagradzano odstępując mu skrawki ulic przeznaczone na zburzenie, a on odsprzedawał je z powrotem, zanim jeszcze nawet zaczęto przebijać zaprojektowaną arterię. Była to gra drapieżna; na mających powstać dzielnicach spekulowano jak na papierach wartościowych.
I tak to się w XIX-wiecznym Paryżu toczyło, oczywiście do momentu, kiedy piramida oszustw, półprawd i dezinformacji nie padała pod własnym ciężarem.
Z „Big Short” Zola skojarzył mi się dlatego, że im więcej historycznych książek czytam, tym bardziej wydaje mi się, że zdecydowaną większość wydarzeń i procesów już jako ludzkość przeżyliśmy. Zola opisał spekulacje na rynku nieruchomości na prawie 150 lat przed kryzysem 2008. Te kryzysy nie miały identycznej konstrukcji, ale miały identyczne źródła – ludzką chciwość w połączeniu z ludzką inteligencją i przebiegłością jednych z głupotą, tchórzostwem i brakiem umiejętności patrzenia na kilka kroków w przód innych. W obu przypadkach bezradne było państwo, w obu przypadkach między innymi dlatego, że samo było uwikłane w skomplikowany splot systemu. I w obu przypadkach ostatecznie najbardziej tracili ci ze średniego szczebla – na tyle bogaci, by mieć coś do stracenia i na tyle biedni, by płacić za to do końca życia.
To na koniec jeszcze taki fragment od Zoli. Gość był cudownie bezwzględny.
Kiedy ukazała się w salonach ministerstwa w toalecie z połyskliwego różowego jedwabiu, z długim trenem w stylu Ludwika XIV, przybranej białymi koronkami, rozległy się szepty, mężczyźni tłoczyli się, by ją zobaczyć. Bliscy znajomi skłaniali się z uśmiechem dyskretnym a porozumiewawczym, składając hołd tym pięknym ramionom, prężnym kolumnom Cesarstwa, tak dobrze znanym całemu oficjalnemu Paryżowi. Renata wydekoltowała się z taką pogardą dla spojrzeń, stąpała tak spokojna i dziewczęca w swej nagości, iż niemalże przestawało to już być nieprzyzwoite. Eugeniusz Rougon, wielki polityk, który pojął, iż te obnażone piersi bardziej są jeszcze wymowne niż jego własne słowa w parlamencie, z łagodniejszym i bardziej przekonywającym wdziękiem pozwalają smakować rozkosze Cesarstwa nawet sceptykom, pogratulował szwagierce szczęśliwego w swej zuchwałości pomysłu, jakim było wydekoltowanie sukni o dwa palce głębiej, niż to było przyjęte. Niemal całe ciało ustawodawcze obecne było na balu, i po sposobie, w jaki deputowani spoglądali na młodą kobietę, minister obiecywał sobie piękny sukces nazajutrz w Izbie, gdy przyjdzie mu poruszyć delikatną sprawę pożyczek miasta Paryża. Niesposób głosować przeciwko władzy, dzięki której na podglebiu milionów wyrastają takie kwiaty, jak owa Renata, dziwaczny kwiat zmysłów, o skórze jedwabistej, o nagości posągu, uosobienie rozkoszy roztaczającej wokół ciepłe tchnienie miłości.
Kiedy tata jest leniwy, ale mądry http://www.almoc.pl/img.php?id=2780
Gemma
ciekawie opisane