W jednym z poprzednich postów pisałem, że nie da się za bardzo zwiedzać modernistycznych osiedli nic o nich nie wiedząc. Jednak nawet jeśli nie wiemy nic o ich architekturze, to wystarczy wyobrazić sobie czasy, w których powstawały, żeby uświadomić sobie, jak dalece inne było wówczas podejście do budowania mieszkań i jak potężną rewolucję do miast wprowadził modernizm. I opowiedzieć sobie dzięki temu fascynującą historię.
„Brama” do Białego Miasta, fot. Piotr Kozanecki
Oto jedziemy berlińską Aroser Alee. Ulica jest szeroka, na środku ma spory pas zieleni, prowadzi nas łagodnym łukiem. Po obu stronach stoją długie, białe, dwupiętrowe budynki. Na końcu alei widać budynek wyższy, który jest przerzucony nad jezdnią niczym most. Za nią aleja ciągnie się dalej, ale kolejne bloki są cofnięte, oddzielone od chodnika trawnikiem z drzewami. Co chwilę przelatuje nam nad głowami lądujący na pobliskim Tegel samolot. Jest czysto, spokojnie i niekrzykliwie, a po blokach w ogóle nie widać, że stoją już od ponad 80-lat. Jak to możliwe, że postawiono je u schyłku pogrążonej w kryzysie Republiki Weimarskiej?
Spacer po Białym Mieście, bo tak nazwano to osiedle, uświadomił mi, jak kontrastowo wyglądają te budynki w porównaniu z historią międzywojennych Niemiec. Po przegranej I wojnie światowej państwo pogrążyło się w gospodarczym kryzysie i politycznym chaosie, a na dodatek było zmuszone płacić niemałe reparacje wojenne. Oczami wyobraźni widzę przed sobą ówczesne ulotki rządowe, które mogłyby pod zdjęciami świeżo wybudowanych bloków Białego Miasta mieć podpisy „Niemcy w ruinie”, zupełnie jak w dzisiejszej Polsce pod zdjęciami orlików i innych autostrad. Tyle że mieszkańcy Republiki Weimarskiej mieli więcej powodów do narzekania, niż my w Polsce 2015 (co nie znaczy oczywiście, że my tych powodów teraz nie mamy). Ale mimo tego ogromnego kryzysu, który za chwilę wyniesie przecież Hitlera do władzy, państwo to było w stanie sfinansować tak rozległe, na ponad 1200 mieszkań, osiedle bloków socjalnych. I nie było to przecież osiedle jedyne, one powstawały w całym kraju. My sami dopiero co opuściliśmy budowane kilka lat wcześniej i kilka ulic dalej osiedle Schillerpark, niemal równolegle z Białym Miastem powstawało także odwiedzone przez nas tego dnia Siemensstadt.
Aroser Alee, fot. Piotr Kozanecki
Taki był klimat tamtych czasów i takie było podejście do polityki mieszkaniowej państwa. Mimo szalejącego kryzysu sporo ludzi w elitach władzy uważało, że mieszkanie jest prawem każdego człowieka i państwo powinno aktywnie działać, żeby jakieś przyzwoite mieszkanie swoim obywatelom zapewnić. Stan finansów nie miał tu nic do rzeczy – w tym sensie, że Niemcy w latach 20. nie były raczej bogatszym krajem niż np. Polska teraz. Tak po prostu ustawiano priorytety.
Białe Miasto ma dość ciekawe rozplanowanie, można powiedzieć, że tworzy je trójkąt łukowato wygiętych ulic – Aroser Alee, Genfer Strasse i Emmentaler Strasse. Wewnątrz tego trójkąta ustawione są różnej długości i pod różnymi kątami bloki, wśród których biegnie jeszcze zacieniona, wąska ulica Schillerring. Na zewnątrz trójkąta wzdłuż wspomnianych ulic stoją niższe, ale bardzo długie budynki, podobne do Langer Jammera z osiedla Siemensstadt. Północny wierzchołek trójkąta stanowi efektowny, czteropiętrowy Laubenganghaus (zwany też Bruckenhausem) Otto Rudolfa Salvisberga, przerzucony nad Aroser Alee (polski akcent: ten sam architekt zaprojektował znany dobrze wszystkim wrocławianom gmach, w którym jeszcze niedawno znajdowała się siedziba dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego). Za nim znajduje się jeszcze wąski, ale dość długi prostokąt białych bloków oraz kompleks boisk sportowych. Wierzchołek południowy, czyli ten, którym się najczęściej wjeżdża na osiedle jadąc od strony centrum, stanowią dwa prostopadłe do ulicy, pięciopiętrowe budynki, które przypominają trochę swoim ustawieniem modernistyczne obiekty w Gdyni.
Bruckenhaus Salvisberga, fot. Piotr Kozanecki
Sama Aroser Alee nie wydała mi się specjalnie przyjazna, chodnik ze ścieżką rowerową są dość wąskie, a ciągnący się wzdłuż niej długi budynek sprawia monotonne wrażenie. Ale wszystko to, co znajduje się w głębi Białego Miasta, jest po prostu proporcjonalnie dobrze zaprojektowanym osiedlem. Odległości między budynkami, ich wysokości, ilość mieszkań, drogi, chodniki i drzewa – to wszystko sprawia, że można czuć się tam komfortowo. Natomiast, podobnie jak na wcześniej odwiedzonych przez nas osiedlach, trochę brakuje takiego miejskiego, ulicznego życia, punktów handlowych i usługowych. No cóż, od tego mamy najwyraźniej inne kawałki miasta.
Gdyby dr Jan korzystał z NFZ to żyłby jeszcze 4 lata http://www.almoc.pl/img.php?id=3409
nieporozwiewany
Posiadasz talent literacki
Naprawdę ciekawe
lubie twój blog