Szanowni Państwo,
Z uwagą śledzę dyskusję wokół parkowania na ul. Kalwaryjskiej. Przedsiębiorcy z tej ulicy twierdzą, że zakaz parkowania na tej ulicy skutkuje utratą klientów i spadkiem ich obrotów. Postulują przywrócenie możliwości zatrzymania samochodu na jezdni i likwidację ograniczających parkowanie na chodnikach słupków. Dodają przy tym, że w okolicy „upadło już kilka banków”.
Teren Zabudowany na Facebooku – polub nas i śledź kolejne wpisy!
(Gdyby ktoś był spoza Krakowa i nie znał tematu, polecam zerknąć tutaj)
Najbardziej „malowniczy” fragment ulicy Kalwaryjskiej. Kultowe szambo w ostatnich tygodniach zniknęło. fot. Piotr Kozanecki
Szanowni przedsiębiorcy, jeśli chcecie zwiększyć swoje obroty i mieć więcej klientów, to walka o miejsca parkingowe na ulicy jest jedną z ostatnich rzeczy, które powinniście robić.
Czasy, kiedy przyjeżdżało się samochodem na jakąś ulicę na zakupy, już się skończyły. Swoją frustrację i żal możecie kierować do władz miasta – głównie za to, że pozwoliły one wybudować w samym centrum dwie ogromne galerie handlowe (Krakowska i Kazimierz) i kolejną bardzo blisko centrum (Bonarka). To one wyssały Waszych klientów jak odkurzacz. Na pocieszenie pozostał Wam fakt, że nie jest to tylko krakowska specyfika – to samo stało się w każdym dużym mieście w Polsce i dzieje się dalej w miastach średniej wielkości. Tych galerii (na razie) nikt nie zburzy. One jeszcze trochę z nami zostaną.
Walki o klienta nie wygracie miejscami parkingowymi. Po pierwsze dlatego, że tych miejsc na Kalwaryjskiej i sąsiadujących ulicach zawsze będzie za mało. Te na jezdni się błyskawicznie zapełnią, spowodują gigantyczne korki, w których utkną także tramwaje z setkami ludzi, a zaparkować będzie tak samo ciężko, jak teraz. Po drugie dlatego, że nasze przywiązanie do samochodu zmieniło nasz styl życia. Galerie handlowe, słaba komunikacja miejska, rozlane na dalekie, pozbawione handlowej infrastruktury przedmieścia spowodowały, że jeśli ktoś rusza dziś autem na zakupy, to jedzie raczej do wielkopowierzchniowego sklepu, niż do centrum miasta. Robią tak dziesiątki tysięcy ludzi, którzy swoimi samochodami nigdy nie zmieszczą się pomiędzy starą miejską zabudową. Słowem galerie handlowe zawsze z Wami na parkingi zwyciężą.
Ale to nie znaczy, że w konkurencji z galeriami stoicie na straconej pozycji. Co możecie zrobić, zamiast walki o parkowanie na Kalwaryjskiej?
Po pierwsze, walczcie o to, aby ulica Kalwaryjska była przyjazna dla pieszych. To oni są Waszymi najważniejszymi klientami. Albo mieszkają w pobliżu, albo tu pracują, albo przywożą dzieci na zajęcia na Koronie, albo przychodzą tu z bulwarów Wiślanych. Zamiast likwidacji słupków „antypostojowych”, zawalczcie raczej o poszerzenie chodnika tam, gdzie to możliwe. Próbowaliście kiedyś przejść Kalwaryjską z wózkiem z dzieckiem? Albo z kobietą pod rękę? Nie da się, bo miejsca dla pieszych jest skandalicznie mało.
Po drugie, szerokie chodniki pozwoliłyby Wam pokazywać towar na zewnątrz.
Po trzecie, proponujcie towar, którego nie da się kupić w galerii handlowej. Dla pana handlującego antykami galeria handlowa w ogóle nie jest konkurencją, bo tam antyków się nie sprzedaje. Czy jeśli ktoś chce kupić antyk, zrezygnuje z niego dlatego, że będzie miał kłopoty z parkowaniem? I w związku z tym pojedzie do Ikei?
Po czwarte, zadbajcie o to, żeby samo przybycie na Kalwaryjską, było wartościowe. Spacer w galerii handlowej nigdy nie będzie prawdziwym spacerem. Dla wielu z nas to nie jest przyjemne, bywa po prostu wygodne. Ale mało kto idzie do galerii handlowej z przyjemnością, a jeszcze mniej z nas się tym chwali przed znajomymi. Przyjemność można czerpać z bycia w fajnym miejscu, pochwalić się tym na Facebooku też. Walczcie o to, żeby ulica Kalwaryjska przyciągała ludzi jako modne miejsce, w którym można przede wszystkim SPĘDZIĆ MIŁO CZAS, a dopiero w drugiej kolejności ZROBIĆ ZAKUPY. Tego nie zrobicie oczywiście sami. Odpowiednie rozwiązania trzeba wymuszać na władzach miasta.
Po piąte, zadbajcie o ofertę dla mieszkańców. Ich liczba będzie rosnąć i bardzo możliwe, że będą to mieszkańcy nieźle sytuowani. Zasiedlany jest ogromny blok przy Nadwiślańskiej, budują się dwa duże przy placu Bohaterów Getta, jeden na Zamojskiego, jeden na Rękawce, jeden na Rejtana, a za chwilę zacznie się budowa przy Spiskiej. Nie mówiąc o rozbudowie pobliskiego Zabłocia. Nasza dzielnica staje się w ostatnich latach modnym i drogim miejscem do zamieszkania. To jest Wasz atut!
Po szóste, zwróćcie uwagę, jacy to mieszkańcy i dostosowujcie do nich swoją ofertę. Mnóstwo rodzin z dziećmi, sporo wynajmujących mieszkania studentów, a także wynajmujących na kontraktach biznesmenów. I do tego oczywiście „starzy” mieszkańcy – tych znacie doskonale.
To nie są przykłady wzięte z kosmosu. Jestem dziennikarzem i piszę artykuły o architekturze i przestrzeni publicznej. W bardziej rozwiniętych od nas krajach zrozumiano, że rozwój miasta musi iść w kierunku przestrzeni przyjaznej pieszym i rowerzystom. Że nie wszyscy dojedziemy wszędzie samochodami a każde poszerzenie drogi albo wybudowanie nowej prowadzi i tak do tego, że szybko zapełnia się ona kolejnymi samochodami, które stoją w takich samych korkach. I w związku z tym trzeba rozwijać różne formy komunikacji miejskiej, budować bezpieczne drogi dla rowerów (oni naprawdę w Danii i Holandii jeżdżą rowerami cały rok!), a budowę nowych osiedli zaczynać od zaplanowania drogi i infrastruktury, a potem wstawiać w to budynki.
Zwróćcie zresztą uwagę, że najbardziej „żywe” fragmenty Kalwaryjskiej to te od Rynku Podgórskiego do Śliskiej. Czy na tym odcinku się łatwo parkuje? Nie. Ale są na nim przystanki tramwajowe, węzeł przesiadkowy, sporo przecznic ułatwiających dojście do głównej ulicy i zejście z niej, przyciągający ludzi klub Korona, a sama Kalwaryjska jest jeszcze dość wąska. Odcinek od Śliskiej do Ronda Matecznego jest prawie „martwy”. Nie ma ulic dochodzących, samochody jadą szybko, nie ma przejścia dla pieszych, odcinek jest nieprzyjemny do chodzenia.
I jeszcze kwestia banków. One nie są Waszym sprzymierzeńcem. I na pewno żaden z nich na Kalwaryjskiej nie „upadł” ze względu na brak klientów. Oddziały międzynarodowych banków, jeśli jest ich w jednym miejscu za dużo, psują przestrzeń publiczną. Dlaczego? Proces jest prosty i został opisany już kilkadziesiąt lat temu przez Amerykankę Jane Jacobs. W fajnej, uczęszczanej przez ludzi, atrakcyjnej okolicy pojawia się oddział banku. Naprzeciwko niego pojawia się oddział konkurencji. Właściciele kamienicy wietrzą dobry interes i podwyższają czynsz. Banki mają pieniądze, więc płacą. Ale wyższego czynszu nie wytrzymuje lokalny przedsiębiorca. Zamyka działalność, a w jego miejsce pojawia się kolejny oddział banku. Banki działają zawsze w tych samych godzinach i nie mają zbyt wielu klientów, którzy odwiedzają je codziennie. Więc ulica „żyje” tylko w tych godzinach, po 17 pustoszeje. W pewnym momencie okazuje się, że oddziałów banków jest więcej, niż czegokolwiek innego. Więc ludzie przestają mieć powód, żeby odwiedzać daną okolicę. Ulica pustoszeje jeszcze bardziej, pozostali na niej przedsiębiorcy mają coraz mniej klientów. Banki się przenoszą w inne miejsca, a czynsze jeszcze przez jakiś czas i tak pozostają wysokie. Doprowadzenie takiej ulicy z powrotem do życia jest trudne i trwa latami. Więc naprawdę, nie przejmujcie się bankami.
Jestem mieszkańcem Podgórza od trzech lat, mieszkałem tu także przez kilka lat wcześniej i zamierzam tu zostać na dłużej. Moja żona mieszka tu prawie całe swoje życie, więc nam też, podobnie jak przedsiębiorcom z Kalwaryjskiej, zależy na rozwoju dzielnicy. Uwielbiamy tę ulicę, cieszy nas jej różnorodność, prawie codziennie robimy na niej zakupy. I naprawdę, miejsca parkingowe na jezdni są jedną z ostatnich rzeczy, które są nam i Państwu potrzebne. Nie tędy droga.
Z poważaniem,
Piotr Kozanecki
a nie każdego dnia stąpać po polu minowym jak ja http://www.almoc.pl/img.php?id=3308
A ja bym najpierw zaapelował do przedsiębiorców z Kalwaryjskiej o posprzątanie tego straszliwego wizualnego burdelu, jaki panuje na tej ulicy.
Każdy budynek to dwadzieścia szyldów i piętnaście banerów, każdy w innej kolorystyce
i liternictwie, a im bardziej dupny i wrzeszczący koszmarną grafiką, tym lepszy.
Mnie to normalnie odrzuca.
Nie ma gorszego miejsca w Krakowie pod tym względem.
Jeszcze tylko ul. Długa może konkurować.
Rzadko tam bywam a jak już jestem, to szybko uciekam.
Dawniej robiłam zakupy na ul Kalwaryjskiej 3-4 razy w tygodniu. Teraz w ogóle tam nie wjeżdżam ze względu, że nie ma gdzie zostawić samochodu !
nieprzedrzemanie